czwartek, 21 lutego 2013

Joanna i seria Argan Oil

Na wstępie - zmiany wizualne z okazji półrocza bloga. Mistrzynie informatyki z nas żadne, więc zmiany raczej skromne, ale z pewnością odczuwalne dla oka.

Przechodząc do tematu typowo kosmetycznego dziś kilka słów o dwóch produktach Joanny z nowej serii ARGAN OIL, które mam przyjemność stosować od ponad tygodnia i które już od pierwszych chwil spisują się świetnie, a że kosztuję niewiele postanowiłam jak najszybciej się z Wami podzielić tym odkryciem. Mianowicie są to: 
- odżywka z olejkiem arganowym (włosy suche, zniszczone, potrzebujące wyjątkowej pielęgnacji)

- odżywka dwufazowa z olejkiem arganowym.



Odżywka z olejkiem arganowym ma bajeczny zapach, pozostawia włosy niesamowicie miękkie i błyszczące, a do tego wystarczy nałożyć ją na kila minut, by poczuć jak działa. Do tego dochodzi cena (5,50 zł!) i niezły skład (poniżej). Ja mówię jej TAK, bo spełnia większość swoich zadań, natomiast do regeneracji mam inne produkty. Muszę przyznać, że niewiele razy miałam do czynienia z takim fajnym, niechemicznym zapachem.









Odżywka dwufazowa z olejkiem arganowym to super produkt ułatwiający rozczesywanie włosów o równie przyjemnym zapachu. Znów na plus jest cena (5 zł), działanie i fakt, że nie obciąża włosów. Bardzo lubię kosmetyki, które sprawiają, że w momencie gdy nie suszę włosów, nie mam matowych napuszonych fal tylko błyszczące, odżywione i ładnie układające się włosy.






Co więcej od tygodnia włosy układają się dzięki tym kosmetykom na tyle dobrze, że mogłam powiedzieć całkowite bye prostownicy (wcześniej MUSIAŁAM wyprostować odrastającą grzywkę, żeby pokazać się ludziom). Choć duża w tym zasługa TANGLE TEEZER, w której dopiero po miesiącu odkryłam prawdziwą włosową przyjaciółkę, a po dwóch miesiącach jestem nią zachwycona.

 buziaki, kittycat

niedziela, 17 lutego 2013

O PUM-ie ciąg dalszy ;)

Wybaczcie za to, że posty pojawiają się tak rzadko, postaramy się poprawić ;)
Dostałam kilka próśb, by kontynuować post o uczelni na której jestem, czyli PUM-ie. Niektórzy cieszą się jeszcze feriami po sesji, a ja już niestety jutro zacznę drugi tydzień nowego semestru...
W drugim semestrze przedmioty uległy zmianie, została tylko kosmetologia pielęgnacyjna i chemia kosmetyczna.
Zrzut na plan:


Przy okazji możecie zobaczyć jak organizuję sobie plan, by się w nim połapać ;) Na różowo są zaznaczone przedmioty, które będę miała po jakimś czasie, a na żółto to, co zaczęło mi się już teraz. Zwróćcie jednak uwagę na to, że angielski i wf trwają dłużej, bo aż do końca maja. Polecam albo rozpisać sobie plan, czy też zrobić tak jak ja, bo łatwo się pogubić. Nie mamy tak jak inne uczelnie stałego planu.

Jak się czuję po sesji? Jak ją przetrwać?
Kosmetologia miała 4 egzaminy: z genetyki, biologi, fizjologii oraz z estetyki. Trochę niesprawiedliwe, bo fizjoterapia i ratownictwo med. tylko po jednym... Najgorsze było  ułożenie ich dzień po dniu, więc był to męczący czas, po mieszkaniu chodziłam jak zombie w czasie sesji ;P
Z genetyką poszło najłatwiej, sporo osób było zwolnionych, wystarczyło mieć średnią 4,5 z obu kolokwiów. Niektóre pytania powtarzały się właśnie z nich. 
Biologia była postrachem wielu dziewczyn, miały z nią problemy, ale chodziło tu głównie o kolokwia, gdzie odpowiedzi na pytania były wielokrotnego wyboru... Najbardziej nas  przerażała, a wyniki z egzaminów naprawdę były bardzo dobre, nie zdały tylko 4 osoby. Jak widać to, że egzamin był jednokrotnego wyboru, bardzo ułatwiło sprawę ;)
 Fizjologia nie była najłatwiejsza. Tutaj na egzaminie również był test, a odpowiedzi pozornie jednokrotnego wyboru ;P Fizjologii nie zdało trochę więcej dziewczyn, blisko 10. Podobno poprawki nie są trudne ;)
Estetykę zdały wszystkie dziewczyny. Od siebie dodam, że warto porobić sobie znajomości ze starszymi rocznikami.
Nie dajmy się zwariować z sesją, wszystko da się zdać bez większych problemów, wystarczy mieć dobre notatki i pouczyć się trochę przed. Ważna jest też współpraca rocznika, bo wiadomo, że niektórzy mają jakieś przykładowe pytania, testy, notatki.

Co z tą chemią?
Przed pójściem na uczelnię też się bałam najbardziej chemii i właśnie jak dziewczyny się pytają o wrażenia, ciągle pada pytanie o chemię. Nie wiem jeszcze jak będzie z egzaminem z chemii kosmetycznej, ale póki co wszystkie dziewczyny zdają wejściówki i sprawozdania. Jeśli ktoś nie zaliczy  wejściówki, profesorowie nie robią problemów i można łatwo poprawić. Ujmę to tak, ja nie jestem geniuszem z tego przedmiotu, prawie go nie rozumiem, a nie musiałam poprawiać póki co niczego.
Jeśli chodzi o ćwiczenia z chemii kosmetycznej, to są o niebo ciekawsze niż z chemii ogólnej. Robiliśmy toniki, soli do kąpieli, ałun, zasypki, depilator(naprawdę bardzo dobrze działa!). Wiem, że przed nami robienie mydła, jakiś kremów i balsamów.

Kilka słów o kosmetologii pielęgnacyjnej...
Nie ukrywam, że ćwiczeń mogłoby być więcej, ale naprawdę nie jest źle, wystarczy by się czegoś nauczyć, potem trzeba tylko maltretować rodzinę i koleżanki ;D W drugim semestrze będziemy miały kontynuację masażu oraz manicure i pedicure. Z niecierpliwością czekam na te zajęcia ;)

Nie chcę się za bardzo rozpisywać, bo wtedy nikt tego nie przeczyta do końca ;p Jeśli macie jakieś pytania i sugestie-śmiało piszcie, wtedy opublikuję następną część ;)

poniedziałek, 11 lutego 2013

w telegraficznym skrócie!

Witam wszystkich kochanych Czytelników i przepraszam za tak długą przerwę :) 
Korzystałam z pierwszego 'posesyjnego' tygodnia ferii, a mam ich przed sobą jeszcze dwa, zatem posty będą się pojawiać regularnie - O B I E C U J Ę!
Tymczasem mam dla Was dwa mixy zdjęć, dzięki którym w skrócie powiem Wam co planuje w najbliższym czasie, jak spędziłam ostatni tydzień i jakie mam sposoby na relaks.


1.Widok  na piękne polskie góry :) (Bukowina Tatrz.)
2. Pola Szymoszkowa - tutaj szusowaliśmy na nartach i desce. 
Z czystym sumieniem mogę polecić dla początkujących (mniej więcej 10 minut od Krupówek, na nogach ok 20 minut; sprzęt można wypożyczać na miejscu :) )
3. Kolejny piękny widok z okna pensjonatu.
4 i 5. Zdjęcie z Osiołkiem (?). To chyba jedyne moje zdjęcie ze śniegiem i choinką tej zimy :P
6. Mordeczki :) 
7. Śnieg, śnieg, śnieg! W zachodniopomorskim nie widzieliśmy takiego białego puchu do pasa od baaaardzo dawna, stąd niepohamowana radość!
8. Karczma ''Stek Chałupa'' w samym sercu Krupówek. Jedzenie było przepyszne, klimat niesamowity, a i ceny całkiem pozytywnie nas zaskoczyły :)

Poniżej inny miks :)


1. Niesamowicie pyszne czekolady Milka, a w dodatku w promocji za 2,44 zł (Lidl). Mmm..
2. Zeszyty na nowy semestr (również LIDL). Jak na nie patrzę, to aż chce mi się iść na uczelnie (oczywiście za minimum 2 tygodnie). Tym bardziej, że w bardzo realnych planach (o których na 100% będę wiedziała jutro) mam rozpoczęcie drugiego kierunku, a także udział w kursie Wizażu.
3. Książki, ach tu akurat wyłowione z działu nowości Biblioteki Miejskiej, a w księgarni czekają na odbiór kolejne pozycje.
4. Gazetki i to cała sterta, na odmóżdżenie po sesji.

Za 2 tygodnie na moich włosach zagości Loreal Ombre Wild, dlatego teraz jestem w trakcie intensywnej kuracji nawilżającej włosy, o której efektach poinformuję Was wkrótce.

Ściskam serdecznie!
kittycat

piątek, 1 lutego 2013

Kilka słów o kozieradce. Sesja, sesja i po sesji.

W końcu wracam do świata żywych, przez ostatnie półtorej tygodnia zakopana byłam po uszy w notatkach, prezentacjach, książkach... Z łóżka wychodziłam tylko po coś do jedzenia i po kubek skrzypokrzywy ;p Od dzisiaj mam ferie, lazania robi się w piekarniku, żyć nie umierać ;) Jak na razie dwa egzaminy mam zaliczone, na wyniki z fizjologii i biologii czekam, więc trzymajcie kciuki. Jak Wam idzie sesja czy też przygotowania do matury?
Jakiś czas temu wspominałam o wcieraniu kozieradki w skalp. Pomysł zaczerpnęłam oczywiście z bloga Anwen KLIK. Co ciekawe już w starożytnych Indiach kobiety ją stosowały na wzmocnienie cebulek włosów(taak, egzamin z estetyki ;p).
Od przeszło pół roku nie mogłam poradzić sobie z wypadającymi włosami, po kąpieli wyciągałam całą garść, dobrze że włosy mam falowane, to ubywającej ilości nie było aż tak widać. Kozieradka stała się lekiem na całe zło, wcierałam ją prawie systematycznie(oprócz jednego weekendu, bo zapomniałam wziąć opakowania do domu;)). Pierwsze efekty pojawiły się po ok. półtorej tygodnia, wyciągałam o wiele mniej włosów.  Aktualnie minął prawie miesiąc, jest dużo lepiej, ale mam zamiar dalej ją wcierać, aż osiągnę pożądany efekt.

Jeśli chodzi o zapach...
Kozieradka śmierdzi, nie ma co ukrywać. Zapach niestety utrzymuje się na włosach, więc nakładam ją 2-3 godziny przed myciem głowy. Jeśli niestraszny wam zapach to możecie ją aplikować po umyciu włosów, fajnie odbija je od głowy, daje lekki efekt push up ;p
Łyżkę kozieradki zalewam wrzącą wodą, tak jak na zdjęciu:
Wybaczcie za bałagan w tle ;p
Druga szklanka to łyżeczka kozieradki zalana odrobiną wody, próbowałam ją na trądzik, u mnie się nie sprawdza, podrażnia moją atopową cerę.
Dobra rada, jeśli macie możliwość, przelejcie wywar do buteleczki z atomizerem, to chyba będzie najwygodniejszy sposób aplikacji. Ja maczam palce w szklance, ale nie polecam ;) Nasza wcierka powinna być przechowywana w lodówce, nie dłużej niż tydzień.

Próbowałyście kozieradki? 

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...