Witajcie :) styczeń nie służy blogerkom - zaliczenie goniące zaliczenie, nadchodzące po weekendzie egzaminy to jakaś niekończąca się historia. Na szczęście z szafki patrzą na mnie bilety PKP do Bukowiny i mordka sama się cieszy!
Do rzeczy. Chciałabym podzielić się z Wami moimi spostrzeżeniami odnośnie pielęgnacji włosów. Mniej więcej 3 tygodnie temu zafarbowałam włosy (odświeżyłam kolor) i powróciłam do stosowania szamponów z SLS (dokładniej Nivea Repair).
Zauważyłam kilka istotnych różnic, z których dwie niestety przemawiają na korzyść SLS.
Po pierwsze: kolor. Podczas stosowania naturalnych kosmetyków do włosów moje włosy są wielokolorowe, rudo-miedziano-brązowo-czarne i odkąd pamiętam to mnie najbardziej drażni. Farba wypłukuje się niejednolicie, włosy bardzo szybko odrastają, co tworzy bardzo nieestetyczne odrosty i refleksy.
Po drugie: struktura. Nivea + Tangle Teezer (bez suszenia) pozostawia moje włosy wygładzone i błyszczące. Po szamponach i odżywkach naturalnych moje włosy a) kręcą się, ale nie układają b) niezastosowanie odżywki grozi bad hair day c) jedyna rozsądna fryzura to warkocz lub koczek.
Po trzecie: tu na plus dla kosmetyków naturalnych. Włosy po SLSach szybciej się przetłuszczają, niestety muszę myć je praktycznie codziennie. Podczas stosowania kosmetyków naturalnych spokojnie myłam je co 2 dni, czasem 3.
Po czwarte: kosmetyki naturalne i nałożenie wszystkich olejków, maseczek, kompresów itd. wymaga CZASU, a SLS? 3-4 minuty starczą, by włosy były czyste, świeże i pachnące!
Wnioski: Stosowanie 3 miesięcznych kuracji naturalnymi kosmetykami i olejkami jest bardzo wskazane, przyspiesza porost, odżywia od wewnątrz, hamuje wypadanie włosów, ale na dłuższą metę może być uciążliwe...
Jak to wygląda w Waszym wypadku? Macie podobne czy sprzeczne odczucia?
Pozdrawiam! :)